Hejka! Oto drugi rozdział! Zapraszm do czytania!
-Może to nie straszne wzgórze, ale tez jest fajnie.
-Tym bardziej że Anna nas tu tak szyko nie znajdzie!
Spojrzałam na grupkę chłopaków siedzących na krawędzi dachu. Chciałam się wycofać, ale jak na złość kopnęłam kaniemń, który głośno sturlał się po schodach. Całą piątką spojrzeli na mnie i poderwali się do pionu.
-Kim jesteś?-warknął chłopak z czubem na głowie.
Zbiegłam po szchodach i zniknęłam w labiryncie korytarzy. Nic nie szło po mojej myśli. Oni zamisat sobie darować zaczęli mnie gonić. Na szczęście kuzyn uczył mnie jak zgubić pościg w takim miejscu. Chwilę później minęli mnie, a ja pobiegłam w przeciwnym kierunku. Niestety w ostatniej chwili zauważyli mnie i zawrócili. Wspięłam się na rusztowanie i chwyciłam leżącą tam metalowy pręt. Kilka sekun poźniej pojawili się i oni. Tym razem wypatrzył mnie niebieskowłosy chlopak.
-Jak ty to zrobiłeś?-Nie zauważył jeszcze że jestem dziewszyną.
-Kim ty do diabła jesteś?-syknął fioletowowłosy.
Z mojego gardła wydobyło się warczenie.
-Niech was to nie obchodzi. Radzę wam się stąd wynieść.
-Ale czemu?- zapytał szatyn z pomarańczowymi słuchawkami.
-Nie lubię jak ktoś wchodzi na mój teren- warknęłam i zeskoczyłam z rusztowań.
Wtedy czubowłosy wyciągnął rozsuwany miecz. Kto normalny nosi przy sobie miecz?! Cofnęłam się o krok. On ruszył na mnie. Odbiłam jego atak.
-Chyba nie jesteś zwykłym człowiekiem.-Musiał dostrzec jak moje oczy zmieniły kolor z zielonych na czerwone. Tak czasem się działo gdy się zdenerwowałam.
Chłopacy próbowali powstrzymać kolegę, jenak między nami trwał pojedynek. Nagle odbił mój atak szybciej niż się spodziewałam i pchnął mnie na ścianę. Jako że nademną sufit był zburzony, było widać niebo. Wtedy zleciała z tamtąd jakaś skrzynia i trochę gruzu odgradzając mnie od złotookiego. Po chwili do ciężkich obiektów dołączyła kartka. Przyjrzałam się jej uważnie. Wyjrzałam przez dziurę, ale tak jak się spodziewałam nikogo tam nie było.
-Co to?- spytał szatyn.
Prychnęłam gniewnie i ruszyłam przed siebie mijając ich.
-Ej! No!- krzyknął chłopak z afro chwytając mnie za rękę.
Wyrwałam mu się.
-A co was to obchodzi?
-Ta skrzynia mało nie zmiażdżyła Rena!
-Mówiłam wam żebyście się wynieśli. Może jak rozszyfrujecie ten znak to dotrze do was powaga sytuacji.
Uważnie przyjżęli się symbolowi na kartce. Było to przekreślone kółko.
Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego. Noc zaczęła nadchodzić zaskakująco szybko. Na niebo wstąpił księżyc w całej swej okazałości. Na całym moim ciele zaczęły pojawiać się wilcze tatuaże, a jako że chłopacy stali dość blisko od razu je dostrzegli. Ich oczy były jak pięciozłotówki.
-Ty jesteś bestią...-mruknął z uzanniem niebieskowłosy.
Odwróciłam się do nich tyłem, szepcząc ciche "dzięki wujaszku". Wiedziałam że to on, bo lubił takie gierki. Po chwili ruszyłam przed siebie, po drodze podnosząc deskorolkę, która spadła z rusztowań. Rzuciłam ja przed siebie, wskoczyłam na nią i odjechałam. Nie wiem czy zostali tam czy także wrócili do siebie.
Jechałam przez miasto głęboko zamyślona. Nagle moją uwagę przykuło coś pomarańczowego. Spojrzałam na dach jednego z domów i dostrzegłam tam postać, która po chwili uciekła.
-Nadal masz te gogle- szepnęłam do siebie ledwo słyszalnym głosem.
Pokręciłam głową i ruszyłam dalej. Nie pamiętam reszty drogi, jechałam machinalnie w stronę domu. Ciągle myślałam kogo dziś widziałam. Miałam nadzieję że chłopaki z hangarów nie skojarzą mnie w szkole. Człowiekiem na dachu musiał być natomiast mój kuzyn. Pewnie śledził mnie i zrzucił tamtą skrzynie. Zanim skończyłam rozmyślania dotarłam do domu. Zeskoczyłam z deski, ściągnęłam kaptur, a chustkę zsunęłam na szyję. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Tam jednak zobaczyałm moją mamę, Jen. Była delikatnie mówiąc wkurzona, a w ręku trzymała wałek. Ukradkiem spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.
23:30... Ups.
-O której się do domu wraca?!
czwartek, 13 sierpnia 2015
niedziela, 2 sierpnia 2015
1. W przebraniu
Hejka! Myślałam że się nie wyrobie i nie wstawie! Ale trochę skróciłam i udało się! Oto pierwszy rozdział! Nie mam wsumie nic konkretnego do napisania, więc od razu zapraszam! Miłego czytania!
Rano ciepłe promyki słońca wdarły się do mojego pokoju. Starałam się je jakoś zasłonić, by spać dalej. Nagle jednak zadzwonił budzik. Warknęłam pod nosem i uderzyłam w niego ręką. Alarm się wyłączył. Zwlekłam się z łóżka i podreptałam do kuchni. Już na wejściu uderzył mnie cudowny zapach śniadania. Spojrzałam na moją mamę, która parzyła herbatę.
-Hej, kochanie.- Uśmiechnęła się na mój widok.
Mruknęłam niemrawe "hej" i usiałam do stołu przy którym siedział już mój tata. Spojrzał na mnie znad czytanej gazety.
-Co tam futrzaku? Jak się spało?- zapytał czochrając mi włosy.
-Spoko- powiedziałam i zabrałam się za jedzenie tostów, które podsunęła mi mama.
Po posiłku poszłam do swojego pokoju. Założyłąm ciemne jeansy, czarny T-shirt z nadrukiem i szarą bluzę. Potem poszłam do łazienki, gdzie wykonałąm wszystkie poranno-toaletowe czynności. Schodząc do przedpokoju zachaczyłam o mój pokój, by zabrać plecak. Gdy byłam przed drzwiami wsunęłam na nogi trampki i wyszłam na dwór, krzycząc "papa". Poranne słońce raziło mnie w oczy, gdy szłam wolnym krokiem chodnikiem. Po kilku minutach dotarłam na przystanek. Usiadłam na ławce i rozejrzałam się. Pusto i cicho. Nagle zza rogu wyszła rozwrzeszczana grupka nastolatków w podobnym wieku. Przewodził im Alan, najpopularniejszy chłopak w szkole. Gdy tylko mnie dojrzeli od razu zaczęli coś krzyczeć i mnie wyzywać. Jak co dzień. Założyłam kaptur i skuliłam się na krawędzi ławki. Niedługo później przyjechał autobus. Wszkole czekało mnie to samo. Piekło. Ale nowością przełamującą rutynę, byli nowi uczniowie.
Gdy wróciłam do domu rzuciłam plecak do pokoju, zwinęłam dwa kawałki pizzy z kuchni i wyszłam na podwórko. Tam zjadłam w spokoju. W między czasie zastanawiałam się co porobić, skoro nawet nie dostaliśmy zadań domowych. Moje spojrzenie powędrowało na deskorolkę, która leżała na werandzie. Wzięłam ją i ruszyłam do swojego pokoju. Z szafy wygrzebałam czarną bluzę z nadrukiem płomieni na plecach, czapkę bejsbolówkę i chustkę w czarno czerwoną kratę. Tak przebrana wyszłam na dwór. Rzuciłam deskę przed siebie i wskoczyłam na nią. Jechałam w stronę tzw. ramp. Było to miejsce gdzie spotykali się skaterzy, rolkarze, rowerzyści. Gdy dojechałam na miejsce zrobiłam grinda na jednej z poręczy i czym prędzej ruszyłam w stronę halfpipe'a. Tam jako że nikt mnie nie poznawał zaczęłam się popisywać. Jeździał po rampach jekieś pół godziny świetnie się bawiąc. Później jednak postanowiłam wybrać się w miejsce, które pokazał mi mój kuzyn. Były to stare, opuszczone budynki fabryczne. Nigdy nie zdarzyło się bym tam kogoś spotkała. Dziś było wyjątkowo spokojnie. Fragmęty wybitych okien, gruz, części mebli utrudniały nieco jazdę, więc zeskoczyłam z deski. Skierowałam swe kroki na dach. Gdy byłam na szczycie szchodów usłyszałm czyjeś głosy.
Rano ciepłe promyki słońca wdarły się do mojego pokoju. Starałam się je jakoś zasłonić, by spać dalej. Nagle jednak zadzwonił budzik. Warknęłam pod nosem i uderzyłam w niego ręką. Alarm się wyłączył. Zwlekłam się z łóżka i podreptałam do kuchni. Już na wejściu uderzył mnie cudowny zapach śniadania. Spojrzałam na moją mamę, która parzyła herbatę.
-Hej, kochanie.- Uśmiechnęła się na mój widok.
Mruknęłam niemrawe "hej" i usiałam do stołu przy którym siedział już mój tata. Spojrzał na mnie znad czytanej gazety.
-Co tam futrzaku? Jak się spało?- zapytał czochrając mi włosy.
-Spoko- powiedziałam i zabrałam się za jedzenie tostów, które podsunęła mi mama.
Po posiłku poszłam do swojego pokoju. Założyłąm ciemne jeansy, czarny T-shirt z nadrukiem i szarą bluzę. Potem poszłam do łazienki, gdzie wykonałąm wszystkie poranno-toaletowe czynności. Schodząc do przedpokoju zachaczyłam o mój pokój, by zabrać plecak. Gdy byłam przed drzwiami wsunęłam na nogi trampki i wyszłam na dwór, krzycząc "papa". Poranne słońce raziło mnie w oczy, gdy szłam wolnym krokiem chodnikiem. Po kilku minutach dotarłam na przystanek. Usiadłam na ławce i rozejrzałam się. Pusto i cicho. Nagle zza rogu wyszła rozwrzeszczana grupka nastolatków w podobnym wieku. Przewodził im Alan, najpopularniejszy chłopak w szkole. Gdy tylko mnie dojrzeli od razu zaczęli coś krzyczeć i mnie wyzywać. Jak co dzień. Założyłam kaptur i skuliłam się na krawędzi ławki. Niedługo później przyjechał autobus. Wszkole czekało mnie to samo. Piekło. Ale nowością przełamującą rutynę, byli nowi uczniowie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)